Co decyduje o udanym związku między marketingiem a technologią?

Jedno jest pewne – to nie jest sielanka!

Wykorzystanie technologii w marketingu wymaga współpracy z inżynierami, ci zaś wykazują równie głębokie zrozumienie marketingu jak my zaawansowanej matematyki. Niestety o ile matematyka szybko weryfikuje umiejętności, o tyle w marketingu nie jest to to łatwo, ponieważ każdy ma swoją opinię.

Istotność opinii jest wprost proporcjonalna na poziomu zaufania do osoby, która tę opinię wygłasza. Zaufanie to wynik wielu czynników, każdy z tych czynników to wynik innych czynników, a każdy z tych czynników… itd. To już nie jest skomplikowane, to jest kompleksowe – cały marketing taki jest.

Rzeczy kompleksowych nie da się do końca świadomie zrozumieć – stworzyć modelu, który pozwoliłby jednoznacznie stwierdzić, że to jest skuteczne, a to nie. To można stwierdzić dopiero po przetestowaniu w praktyce. Nie jest to zawsze oczywiste dla inżynierów, którzy żyją w policzalnym świecie.

Często więc próbują podejść do tematu na swój własny sposób (za co należy im się chwała). Czasami wygląda to jak próba zrozumienia ekosystemu dżungli w 5 minut. Na początku wydaje się, że wszystko się rządzi prostym prawem: duży je małego, ot cała filozofia.

Potem jednak się okazuje, że dużo małych je dużego. Następnie się okazuje, że mały zje dużego, ale jak go zje to umrze (pasożyt), ale też nie każdy pasożyt zjada dużego, czasami żyje w nim w radosnej komitywie (symbioza). Potem się okazuje, że między wszystkimi tymi elementami istnieje powiązanie, a potem jest już tylko gorzej i gorzej, bo okazuje się, że typów relacji, ilość powiązań i ilość zmiennych jest tak gigantyczna, że wszystko to zaczyna być po prostu nieobliczalne. Chaos.

Jeżeli chcemy połączyć talenty inżynierów i marketerów, jedni i drudzy musza się otworzyć na wymianę wiedzy. Nie chodzi o to, żebyśmy my – marketerzy – stali się ekspertami w naukach ścisłych, a inżynierowie stali się marketerami, ale żeby te światy zbliżyć do siebie na tyle, by się trochę przeniknęły.

W przeciwnym razie zamiast współtworzyć będziemy sobie zlecać zadania. Różnica między tymi staraniami jest ogromna, bo ze zlecania rodzi się relacja klient-dostawca, a z współtworzenia poczucie wspólnego celu, ukierunkowany wysiłek, zespołowość. To pierwsze jest źródłem napięcia, a to drugie wartości dodanej.

Jedyną drogą do tego jest wymiana wiedzy i chęć z obydwu stron, a pierwszym krokiem do wymiany wiedzy jest zaufanie.

Życzę więc wszystkim, którzy zajmują się MarTech – dużo zaufania.

 

 


Opublikowano

w

przez