To proste pytanie rodzi więcej pytań i wniosków niż mogłoby się wydawać. Czy było to potężne laboratorium pełne naukowców w białych kitlach, przewidujących potrzeby Klientów za pomocą zaawansowanej technologii? Otóż…Nic bardziej mylnego. Rower górski wymyślony został przez grupkę zapaleńców, którym znudziły się zwykłe szosówki i zaczęli robić „graty”, czyli rowery z częściami od motorów, wzmacniane na przeróżne sposoby. Miało to miejsce w Północnej Kalifornii i nikt wtedy nie myślał o tym, żeby przekształcić to w wielki biznes. Dzisiaj – po 30 latach – rowery górskie i cały osprzęt to blisko 65% rynku rowerowego w USA.
Lubimy myśleć, że innowatorzy siedzą w super wyposażonych laboratoriach, skończywszy wcześniej cztery fakultety w trybie przyspieszonym, dziwnie się ubierają i mają nieustającą goń myślową, która nie pozwala im nie tworzyć. Otóż – parafrazując znaną reklamę – tak wygląda wielkie „pragnienie” innowacji. To, co je zaspokaja jest zupełnie gdzie indziej. Źródło tego, co przeciętny człowiek nazywa innowacją znajduje się na przeciwległym brzegu – wśród zwykłych ludzi.
Dlaczego mówię, o powszechnym pojmowaniu słowa innowacyjność? Otóż definicja innowacyjnego rozwiązania opisuje możliwości innowacyjne dużych firm. Tam innowacja to każde drgnięcie w procesie. Ekran telefonu większy o cal? To jest innowacja! Przycisk ma inny kształt? To jest innowacja! Wszyscy robią w czarnym, a my zrobimy w białym? Tak, to także jest innowacja. Można by powiedzieć, że innowacja to każde minimalne nawet ryzyko podjęte po to by coś, co się już szczęśliwie sprzedaje i przynosi zysk, sprzedawało się dalej. Tymczasem dla przeciętnego człowieka innowacja to prawdziwa zmiana, widoczna już na pierwszy rzut oka.
Dlaczego firmy prawie nigdy nie pozwalają sobie na innowacyjność, taką prawdziwą, taką jak rozumie ją przeciętny człowiek? Bo każda prawdziwa innowacja to ryzyko. W firmie liczy się każdy pomysł, który przyniesie pieniądze, a innowacja to wielka dziura, przez którą może wypaść ogromna ilość pieniędzy i nigdy nie wrócić. Dlatego właśnie firmy zachowują się tak neurotycznie, inwestując miliony w robienie małych kroczków, a potem inwestując następne miliony by marketing zamienił te drobne kroczki w oczach konsumenta w „wielki krok”. W międzyczasie sztab prawników ciężko pracuje za następne setki tysięcy nad wszystkimi możliwymi formami zabezpieczeń i licencji, które ten „ogromny krok” zabezpieczą przed kradzieżą. Wielka maszyna toczy się powoli i ostrożnie. Swoją drogą, kiedy się temu bliżej przyjrzeć to przestaje dziwić, dlaczego firmy z taką zaciekłością bronią każdego najdrobniejszego udoskonalenia – skoro wydało się na to miliony to faktycznie trzeba to zabezpieczyć.
Po drugiej stronie mamy ruch oddolny. Każdy z nas ma pomysły na innowacje. Praktycznie każdy z nas zapytany o to czy miał kiedyś jakiś pomysł na udoskonalenie czegoś, odpowie, że tak. Społeczność stanowi alternatywę dla skostniałych struktur i potrafi podjąć prawdziwe ryzyko stworzenia czegoś, czego jeszcze nie było. Dlaczego? Bo w przeciwieństwie do dużych firm, ryzyko jest niewielkie, a potencjalne korzyści duże – szczególnie, że te niekoniecznie są finansowe – często gratyfikacją jest satysfakcja tworzenia czegoś wyjątkowego, lepszego, mojego. To wręcz wymarzone środowisko dla prawdziwej eksplozji innowacji.
Między tymi dwoma środowiskami istnieje ciągłą rywalizacja. Dla ruchu oddolnego to forma rywalizacji, samospełnienia się, zabawy dla firm o ustabilizowanej strukturze to prawdziwe zagrożenie – ryzyko strat.
Niektóre duże firmy już dawno to zrozumiały i starają się korzystać z tego, co podsuwa im pomysłowa społeczność. Starają się takie społeczności tworzyć w swoich własnych środowiskach, wspierać je i nagradzać. Korzystają także z crowdsourcingu udostępniając lub korzystając z istniejących platform do pozyskiwania pomysłów od samych konsumentów.
Niezależnie od tego, czy zwycięży nerwowe zabezpieczanie się patentami, swobodny przepływ innowacji czy też hybryda tych dwóch podejść, jednego możemy być pewni – wielcy gracze zauważyli, że źródłem bezpiecznych innowacji są sami konsumenci i zamiast się ich obawiać czy walczyć trzeba z nimi współpracować. Myślę, że czeka nas jeszcze wiele ciekawych zmian na tym polu.
Posłuchaj fascynującego wykładu Charlesa Leadbeatera na TED, będącego inspiracją dla tego wpisu.